Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/125

Ta strona została przepisana.

podług obyczaju w ciągu siedmiu dni po śmierci ojca piastowała godność królewską, dopóki nie obrano nowego władcy księstwa; mój ojciec miał za żonę wdowę Kurity z Kaja... Ja też mam już wyznaczoną sobie żonę.. Ma nią być jedna z córek poprzedniego Moro-Naby...
Tiugu znowu umilkł i mocniej przycisnął rękę do piersi.
— Ja nic chcę jej, ja nie mogę! — zawołał z nagłym wybuchem i wstał.
Młodzieniec wybiegł z namiotu i kazał tropicielowi podać sobie kubek wody. Murzyn spełnił rozkaz, czołgając się ku gościowi na kolanach i nie ośmielając się spojrzeć mu w oczy.
Tiugu uspokoił się i znowu usiadł.
— Setki ludzi przybywają do Belusy, aby prosić o błogosławieństwo lub wskazówki mego ojca Kurity — mówił po chwili smutny młodzieniec. — Tubylcy dojrzeli twoje ślady i twój namiot. Od nich dowiedziałem się o tem, więc przyszedłem do ciebie po radę. Pomóż mi w moich troskach!
— Chętnie! Jeżeli będę mógł — zgodził się biały człowiek, kładąc rękę na ramieniu murzyna. — Mów!
— Ja nie mogę brać wybranej mi przez rodziców żony, bo nie chcę mieć kilku kobiet! Chcę mieć jedną, którą umiłowało serce moje... Kocham Enamdoro... Tylko ją chcę wprowadzić do mego domu — ją jedną aż do śmierci!
Tiugu czynił to wyznanie cichym, rzewnym głosem, błagalnie patrząc w oczy myśliwemu.
— Z jakiej rodziny pochodzi twoja wybrana, Tiugu-Kurita? — zapytał biały.
— Z rodu niewolników... — szepnął. — Ojciec i matka jej są griotami, i Enamdoro tańczy jako griotka podczas uroczystości ofiarnych, na pogrzebach i na ucztach weselnych...
Biały człowiek, zrodzony w Europie, w świecie perfidji i przesądów błękitnej krwi, odczuł tragedję młodego