Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/128

Ta strona została przepisana.

chylając wtył piękne, hebanowe ciało; skakał wysoko, prężąc kształtne nogi i wymachując połami białego burnusa.
Biały człowiek odrazu zauważył, że podpity murzyn ani razu nie stracił tempa, ani na chwilę nie rozminął się z rytmem muzyki, zachowując wrodzony murzynom zmysł muzykalny.
Gdy usiadł zmęczony, wyszło z tłumu kilka tancerek.
Wszystkie były młode, strojnie ubrane i pobrzękiwały klejnotami. Jedna z dziewcząt miała nogi skute srebrnym łańcuszkiem z przymocowanemi do niego dzwoneczkami.
— Patrz teraz! — szepnął Tiugu. — To moja Enamdoro, słodki owoc mangowy!
Dziewczęta okrążyły powolnym krokiem ognisko i zatrzymały się w nieruchomych postawach, podniósłszy ręce do księżyca.
Enamdoro stała naprzeciwko myśliwego i Tiugu, siedzących w gęstym cieniu.
Biały ocenił kobietę z pierwszego rzutu oka. Miała bronzową skórę, wyraziste w ruchu, delikatne w linji, ruchome, jak węże, ramiona i małe, kształtne piersi. Pięknie zarysowane silne nogi były zazdrośnie zaciśnięte i sztywne, niby z bronzu odlane. Na młodej, wyrazistej twarzy płonęły podłużne oczy, przykryte opuszczonemi powiekami; podobne do szkarłatnego płatka róży usta niepokoiły i pociągały ku sobie; tajemniczy uśmiech błąkał się na nich i czaił się w załamaniach świeżych, gorących warg.
Griotki rozpoczęły taniec księżyca, to płynąc, niby fale niebieskiego zimnego światła, to miotając się niepokojnie, jak nietoperze, igrające miłośnie nad wodą w noc księżycową, upojną, przesyconą pożądaniem noc...
Cały tłum zaklaskał w dłonie, zaryczał, wybuchnął krótkim śmiechem, w którym drgała żądza, gdy Enamdoro, uczyniwszy wysoki skok, zerwała w powietrzu srebrne pęta i rozpoczęła ostatnią figurę tańca.