Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/134

Ta strona została przepisana.

Spojrzał na konia, zrozumiał wszystko i rzekł, do nikogo się nie zwracając:
— Posłać gońca do Fada-Ngurma, aby spadkobiercy za 15 dni stawili się w moim pałacu. Nie mogę zostawić swej ziemi bez rządcy!...
Minęło piętnaście dni, wyznaczonych przez króla, a pięciu pretendentów z długiemi włosami i baranią skórą na plecach, oznaczającą, że mają prawo do tronu, stanęło przed tronem władcy.
— Ty, Sagha, jesteś starszym synem mego druha i wasala — powiedział król. — Wymień mi imię tego, kogo twój zmarły ojciec chciał widzieć na tronie księstwa!
Sagha pochylił się do ziemi i zaczął bić pokłony podług przepisów „pussi“. Nareszcie rzekł:
— Nikogo swoim następcą nie uczynił mój ojciec, więc Moro-Naba, pan naszego życia, mienia i śmierci, może powierzyć rządy nad księstwem Fada-Ngurma ślepcowi, trędowatemu lub komukolwiekbądź.
— Dobrze, zgodnie z obyczajem postąpił twój ojciec, Sagha, lecz i ty dobrze mówisz, podług prawa naszego kraju! Oddalcie się teraz do komnaty, którą wam wskaże Balum-Naba. Będę ważył w głowie i sercu waszą sprawę!
Król skinął ręką i spadkobiercy po złożeniu ukłonów opuścili salę.
Czterech dostojników zostało z władcą.
— Co myślisz, Kamsoro-Naba? — zapytał Bokari.
Naczelnik eunuchów i pierwszy minister odparł bez namysłu:
— Osadź, królu, na tronie Saghę, starszego syna zmarłego!
— Co myślisz Larale-Naba? — pytał Moro-Naba kustosza mogił zmarłych władców.
— Myślę o Sagha, miłościwy panie nasz! — odparł starzec.
— Co myślisz ty, Tapsoba! — padło nowe pytanie.