Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/137

Ta strona została przepisana.

Kobra śmiał się bezczelnie, słysząc o wzburzeniu ludności, i mówił zwykle:
— No, cóż?! Jeżeli Moro-Naba nareszcie skaże mię na śmierć, nie uśpią mnie, jak ladajakiego brudnego pastucha, lecz umrę śmiercią szlachetnych — uduszony!
W obwodzie Fada Ngurma miała swoje rozległe posiadłości rodzina nakomse, dumna z imienia swego — Kohanu Ubri.. Nakomse tego rodu pochodzili od bocznej linji założyciela dynastji. Młody Kohanu przyjaźnił się przez pewien czas z synem panującego księcia, lecz później, gdy zmężnieli, weszła pomiędzy nich kobieta.
Kohanu postanowił się ożenić i starał się o siostrę księcia Kaji. Potężny książę osobiście przybył do Fada-Ngurma z młodą dziewczyną. Urocza La podbiła odrazu całą rodzinę młodego człowieka, lecz jednocześnie rozbudziła miłość i pożądanie w sercu gwałtownego i rozpustnego Kobry.
Dziewczyna była żywa i wesoła. Często na pięknych koniach ze słynnej w księstwie stadniny Kohanu wyruszali młodzi ludzie na dalekie wycieczki, ciesząc się szybkim pędem koni, obwiewającym ich świeżym prądem powietrza, pościgiem i strzelaniem do dużych, chyżych antylop.
Podczas jednej z takich wycieczek młodej, zakochanej pary napadł na nich zbrojnie Kobra z trzema oddanymi sobie przyjaciółmi. Ale Kohanu był dzielnym wojownikiem, więc zastrzelił dwóch napastników i zranił w nogę młodego księcia.
Kobra był zmuszony uciekać, ścigany przez pędzącego za nim jeźdźcą. Pościg był tak uporczywy i długi, że śmigły wierzchowiec księcia zaczął się potykać ze zmęczenia, a wtedy Kobra musiał rzucić łuk, kołczan, miecz i nawet swój bogato haftowany kaftan, aby ulżyć koniowi.
Jednak goniący księcia jeździec z każdą chwilą był coraz bliżej. Już Kobra słyszał za sobą coraz wyraźniej