Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Zusoba. — Słuchaj uważnie, książę! Wiesz, że nasze prawo odróżnia zdradę należącej do nakomse żony z pospólstwa od występku żony arystokratki?
Kobra milczał.
— Za młodu więcej przystawałeś z młodymi łobuzami, niż ze starcami, obznajmionymi z obyczajami ludu... Słuchaj więc! Jeżeli zdradzi arystokratę jego żona-prostaczka, dostaje kije, kochanek zaś nawet nie podlega karze podług prawa, chyba, że będzie się na nim mścił zawiedziony małżonek. Inaczej z żoną z rodu nakomse! Po wykryciu zdrady ma być zabita wraz z kochankiem...
— Poco o tem gadasz? — przerwał eunuchowi Kobra. — Sam powiedziałeś przecież, że La nie zdradziła męża!
— Niecierpliwy jesteś, bo goni cię mściwość, jak pantera kobę[1]! — odciął się Zusoba. — Nie dajesz mi skończyć, a czas upływa. Słyszę, że już koguty pieją po raz wtóry! Muszę wracać za chwilę...
— Skończ!... — mruknął książę i zgrzytnął zębami.
— Prawo nasze i obyczaje żądają od żony dumnego „nakomgi“, aby była bez skazy i bez cienia winy. Pod groźbą śmierci nie może ona nawet dotknąć kobierca, na którym spał lub siedział obcy mężczyzna. Żaden pospolity Mossi nie ma prawa pod groźbą śmierci dotknąć jej lub należącej do niej rzeczy. Jeżeli zaś mąż wie, że się tak stało, a wybaczy to wykroczenie żonie swojej i nie ukarze śmiałka — wyrokiem Moro-Naby ma być skazany na śmierć wraz z żoną i kochankiem. Twoi wrogowie zginęli. Oni są w twoim ręku, książę! Oni umrą, gdyż Moro-Naba nie lubi dumnych Kohanu!
— Mów! — szepnął Kobra, rozumiejąc, że przebiegły a chciwy Zusoba obmyślił plan zemsty.

— Już trzy razy z krzykiem przybiegałem do Kohanu i oznajmiałem, łamiąc ręce, że prawo domowego

  1. Koba — duża antylopa.