Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/142

Ta strona została przepisana.

Kobra, dowiedziawszy się o tem, zacierał ręce, gdyż był pewny skazania swoich wrogów. Co do niewolnika, to ten wcale go nie obchodził.
— Zresztą — myślał sobie książę — gdzie się może ukryć biały człowiek? Znajdą go wkrótce i zginie w Uagadugu lub w Fada-Ngurma, jak pospolity zbrodniarz!
Minęło jeszcze kilka dni i po kraju gruchnęła wieść, że Pui-Naba z rozkazu króla dokonał na gwałcicielach prawa i obyczajów nakomse, Kohanu Ubri i jego małżonce La — wyroku śmierci.
Dumne rody, spokrewnione z dynastją, straciły dwu swoich członków, należących do najstarszych w państwie Moro-Naby rodzin arystokratycznych. Nakomse byli przerażeni i zrozpaczeni, lud, jak zwykle pospólstwo, cieszył się z nieszczęścia szlachetnie urodzonych, a nie zawsze szlachetnie sprawiedliwych.
Gdy ta wieść doszła do Fada-Ngurmy, Kobra złożył obfitą ofiarę domowym fetyszom i kazał przyrządzić ucztę, na którą zaprosił swych dawnych przyjaciół ze zubożałej szlachty, czepiającej się dworu panującego, bogatego księcia, niby kleszcze brzucha bawołu.
Już stoły były zastawione i w nowych kalebasach pieniło się bangi i dolo, gdy do Kobry, rozmawiającego z gośćmi, zbliżył się dworzanin i szepnął:
— Książę! W twej komnacie czeka na ciebie Zusoba-Naba. Powiada, że ma pilne i ważne wieści dla ciebie.
Kobra natychmiast wybiegł z sali i wpadł do swej komnaty, szczelnie zamykając za sobą drzwi.
Koło łoża stał człowiek, owinięty w burnus, zasłaniający mu twarz i głowę. Książę poznał burnus eunucha, jego żółte buty z ostrogami — kołczan i wysoką, chudą postać. Zdumiał się zlekka, widząc krwawe plamy na połach jego płaszcza i na ręce, zaciskającej „haik“ pod szyją.
— Co nowego, Zusoba? — spytał Kobra. — Już wiem, że zginęli moi wrogowie. Zemsta moja została dokonana.!...