Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/164

Ta strona została przepisana.

Krwawe i ciężkie dzieje uczyniły z Lobi ludzi nieufnych.
Gdy Francuzi stali się panami obszarów, przecinanych trzema Woltami, Lobi długo przebywali w nieufności. Przy zbliżeniu się białego człowieka do wioski lub samotnie stojącej sukali — mieszkańcy albo uciekali do dżungli, albo szczelnie zamykali jedyne w murach drzwi, przywalając je od wewnątrz ciężkim kamieniem lub pokraczną kłodą wykarczowanego drzewa. Nic nie mogło wtedy zmusić ich do rozmowy z cudzoziemskim przybyszem. Gdy, zniechęcony, odchodził, często mknęła za nim jadowita strzała.
Obecnie pozostały sukale-twierdze i nie rozchmurzyły się jeszcze ponure spojrzenia Lobi, lecz już dużo się zmieniło w ich obyczajach.
Lobi dobrze pamiętają, że biali lekarze-czarownicy uratowali od cierpień i śmierci setki ich rodziców i dzieci, że magicznym nożem cudownie leczą panoszącą się tu słoniową chorobę i straszliwe wrzody na ciałach dzieci, więc już nie uciekają teraz przed człowiekiem z za morza, tylko z przyzwyczajenia patrzą na niego ponuro, z podełba.
Lobi wyszli już poza swoje sukale i mają pola daleko w brussie, w miejscach, wygodnych dla uprawiania roli. Ten i ów z nich porzuca już dawną, od ojców przejętą w spuściźnie zagrodę-twierdzę, a buduje lekki, przewiewny dom. Dawni nieugięci wojownicy zaczęli już posyłać swoje dzieci do francuskiej szkoły, kupować w sklepach przybyszów tkaniny, papierosy, blaszane kubki i misy, igły i nici, nie bojąc się sprzedawać skór lamparcich, bawełny, masła karite i kauczuku białym kupcom, zaczynają nawet przychodzić do urzędników po radę i po sprawiedliwość.
Tę rewolucję w poglądach Lobi wywołała medycyna białych najeźdźców z dalekiego brzegu nieznanego morza.
Lobi nie są tu bynajmniej najstarszymi posiadaczami ziemi, tak dzielnie przez nich bronionej.