Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/168

Ta strona została przepisana.

szów, aby duchy przodków i demony towarzyszyły człowiekowi, ochraniały w drodze i pomagały w przedsięwzięciu.
Kponintan jest fetyszem — wizerunkiem demona, ścigającego złodziei, plotkarzy i oszczerców.
Pewien biały człowiek chciał przywieść do Europy chociażby jeden taki, niezbędny dla cywilizowanego społeczeństwa fetysz, lecz mądrzy Lobi powiedzieli mu, że śród białych ludzi starożytny, czerwony w białe centki Kponintan zmiarniałby od nadmiaru pracy. Że tak będzie, słyszeli od tych rodaków, których los rzucił do dżungli białych ludzi...
Straszna to dżungla, gdzie drzewa z kamienia i żelaza tworzą ściany, twarde i mocne, jak skały. Wąskie ścieżki biegną pomiędzy niemi. Zewsząd świecą się i migocą pałające oczy huczących i tętniących potworów. Niema tam rodów, rodzin i sukab, rządzonych przez mądrych starców. Każdy człowiek, jak lampart, czyha na innego... Każdy, niby hiena, oszczerczo i złośliwie śmieje się z innych... na stypie... Jedni są tam, jak żmije o jadowitych kłach, drudzy, niby ukryte w mroku trujące stonogi i krwi łaknące pająki...
Straszna to dżungla, gdzie cuchnący bagnem wieprz przegryza gardziel szlachetnemu lwu, a łagodna sarna przekształca się w drapieżną panterę. Niema tu ratunku, bo nikt nie odróżni wroga od przyjaciela, bo sąsiad podpala dom sąsiada, niepomny, ze sam spłonąć może, bo ojciec boi się syna, a brat godzi w brata...
Fetysze białych ludzi stoją w świątyniach, milczące i bezwładne, skamieniałe, zdjęte przerażeniem. Złe demony, wyklęte przez wielkiego Ammo, znowu podnoszą głowy i ponuro marzą o zburzeniu ołtarzy ofiarnych, przez dawne pokolenia postawionych na cześć dobrych bogów.
Mądrzy Lobi, słuchając rodaków, znających dżunglę białych ludzi, kiwają głowami i, podnosząc ramiona, mówią: