Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/177

Ta strona została przepisana.

— Sulian była łagodna, piękna i sprawiedliwa! Co się z nią stało, gdyż niema jej z nami?!
Płaczki chórem odpowiadały:
Sulia nodeszła daleko, daleko — do krainy przodków... Ju! Ju!
Przed wieczorem następnego dnia ciało zmarłej złożono na noszach. Rodzina i sąsiedzi podchodzili do Sulian i żegnali ją słowami:
— Śpij spokojnie w szczęśliwym kraju! Nie mów tam, że my jeszcze pozostajemy tu — na ziemi!
Kobiety wzięły nosze z umarłą i skierowały się do brussy, gdzie już oczekiwał wykopany grób. Tłum szedł z krzykami, śpiewami i hałasem, grała muzyka, tupotały nogi tańczących, odpędzając złe duchy.
W domu pozostali tylko krewni, zajęci przygotowaniem nowej stypy.
Tymczasem w brussie złożono ciało Sulian do grobu, z nogami zwróconemi na wschód.
Gdyby grzebano mężczyznę, leżałby on głową na wschód, na znak, że praojcowie jego przyszli od wschodu, z krainy, zapomnianej przez najsędziwszych starców i przez dziadów-pradziadów tych starców — może z doliny piramid, Sfinksa i Ozirysa, może z ponurej, skalistej ojczyzny Kusa, potomka bratobójcy Kaina...
Kobiety nie przyszły od wschodu. Tylko mężowie, dążący na zachód i zdobywający sobie żony wszędzie, gdzie po krawej walce stanęli twardo strudzoną stopą wędrowców...
Zasypano mogiłę ziemią, przywalono kamieniami, aby dzikie zwierzęta nie dostały się do niej, zrobiono mały otwór w ziemi, prowadzący do ciała, żeby dusza zmarłej mogła w ciągu pierwszych dni nawiedzać swoją ziemską powłokę. Zarżnięto na świeżej mogile barana i kilka kurcząt, postawiono kalebasy z jedzeniem i na pojem dla ducha Sulian, dla cieniów przodków i dla demonów. Tłum, wychwalając zmarłą i wydając rozpaczliwe okrzyki, powracał na nową ucztę do domu Rirankala.