ską, pociągając murzynów swoim przykładem, a, gdy tego nie wystarcza — przymusem zniewalając ich do pracy, tylko do pracy dla wspólnego dobra.
Na południe od Leraba — wszystko inaczej!
Na Wybrzeżu Kości Słoniowej natura nie wymaga walki. Tu wszystkiego dokonać może spokojna praca, gdyż bogactwa leżą odłogiem, rozrzucone hojną ręką w ziemi i na ziemi. Urodzajna gleba, feeryczne lasy, pokojowa, zamożna ludność, kilka szeroko otwartych bram, prowadzących na wielką, bezgraniczną drogę — ocean — wszystko to jest tu na usługi człowieka.
Jak ostrze pługa odsłania nową, czarną glebę, tak każde poruszenie mięśni wydobywa tu nowe skarby, ukryte w ziemi, w mroku lasów, na sawannach, w morzu, w rzekach...
Niezawodnie jest to jedna z najbardziej pociągających ku sobie kolonij, gdzie włożony kapitał w oczach się dwoi, a każdy wysiłek zamienia się natychmiast — w pieniądz...
Takie są dodatnie cechy wybrzeża dla ludzi przedsiębiorczych. Dla podróżnika znajdą się tu inne wartości, dla niego drogie i przykuwające uwagę: — obfitość zwierzyny, różnorodność klimatu, szczepy o bardzo pierwotnej psychice, piękne krajobrazy.
Wybrzeże Kości Słoniowej nie wymaga nadludzkich wysiłków, nie potrzebuje nadzwyczajnych sposobów walki z nieprzychylną naturą. Kolonja pędzi już uplanowane życie, obliczone na ściśle przewidywane rezultaty. Natura nie przeszkadza tu białemu człowiekowi w przejawach jego pomysłowości, genjuszu, energji.
Wprawdzie słońce płonie tu, jak w Sudanie, można nawet odczuć, że ono jest bliżej hełmu białego człowieka, lecz pod konarami olbrzymich drzew czai się odświeżający cień, od licznych rzek i potoków płynie kojący powiew, a od morza pełen życia i siły słony, wonny podmuch.
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/192
Ta strona została przepisana.