Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/197

Ta strona została przepisana.

W średniowiecznej Europie mistyczny lęk otaczał skrzyżowania dróg, gdyż te miejsca istotnie groziły niebezpieczeństwem.
Jeżeli były to małe, uboczne drogi, wtedy w pobliskim lesie czatowała na podróżnych banda rozbójników, rabowała i zabijała. Nikt nigdy trupów nie znalazł, bo bandyci starannie zacierali ślady swej zbrodni. Chodziło im w tym wypadku nie tyle o bezkarność i bezpieczeństwo, ile o „reputację“ miejsca, gdzie jakaś „zła siła“ ścigała ludzi. Ten zabobonny mistycyzm czynił skrzyżowanie dróg, miejscem bezpiecznem... dla bandytów.
Jeżeli zaś gdzieś schodziły się duże drogi, któremi dążyły tabory bogatych kupców, wtedy wyrastał tam warowny zamek rycerza-bandyty.
Takim rycerzem był właściciel osady Badikaha, p. de Chanaud, naturalnie w najlepszem tego słowa znaczeniu.
Miał on duże przedsiębiorstwo transportowe, obsługujące Woltę, Gwineję i Wybrzeże Kości Słoniowej, i niezawodnie nikt nie znalazłby lepszego miejsca na przedsiębiorstwo tego rodzaju.
Gdy kolej od Buake będzie przeciągnięta dalej, w stronę Wolty, przejdzie ona przez Badikahę, gdzie administracja będzie musiała wykupić duży teren, zajęty przez de Chanauda, a leżący na drodze tej linji.
De Chanaud tymczasem o tem nie myśli i rozgospodarowal się na dobre. Zbudował sobie warsztaty dla naprawy automobili, składy towarowe i buduje fabrykę tkacką. Materjału dostarczy mu jego plantacja agawy (sizal); z włókien tej rośliny będzie robił tkaninę na opakowania i wory dla towarów. Wkrótce stanie tu elektryczna stacja dla oświetlenia całego domu.
Dziwny to, zupełnie niezwykły dom! Okrągły, potężny blok z żelazobetonu o szerokich oknach, prowadzących do łukowatych pokojów, otaczających okrągłą wewnętrzną salę z estradą, kanapkami, fotelami i sza-