szynistach. uważających lokomotywę na żywą istotę, pędzącą pod smaganiem jednego czy kilku demonów.
Pan de Chanaud powiedziałby na to z pewnością:
— Co, do trzech tysięcy kotwic?! Lokomotywa żyje? Żyje dlatego, że ja tego chcę! Moje warsztaty i traktory też żyją, bo ja im każę zmieniać się w złoto, a złota używam dla pełni życia i wrażeń...
De Chanaud ze swoją burzliwą energją, stalową wytrwałością, jasnym umysłem i rozumiejącą wszystko i wszystkich duszą nadaje się jako typ do powieści najszlachetniejszej, chociaż bohater jej będzie wyprostowywał podkowy, kuł żelazo, naprawiał motory i, o zgrozo! strzelał do słoni i lwów...
Polując, zapuszczaliśmy się z de Chanaud daleko na sawanny i do ciemnej puszczy, otaczającej liczne tu odnogi rzeki Bandamy. W morzu zielonej trawy pasły się stada dużych antylop i słoni, poszukujących o tej porze roku dzikiego pieprzu,[1] niezbędnego dla ruch, bo nieraz odbywają po ten przysmak czy lekarstwo dalekie wędrówki.
W zaroślach krzaków czają się drapieżniki, a jeden z moich towarzyszy wypatrzył na sawannie rzadki okaz „hyjeno-psa“[2], podobnego do naszych psów-wilków.
W mroku olbrzymich drzew, otaczających dopływy Bandamy, spędziłem, zjadany przez moskity, tse-tse i inne bąki, sporo czasu. Przyglądałem się życiu głębokich, błotnistych i mętnych potoków. Prawie nieruchome, tajemnicze, lecz jednocześnie wielomówne, przechowywały one na topielisku głębokie ślady potwornych nóg słoni, mniejsze doły, wyciśnięte kopy-
- ↑ Dziki pieprz, liana pieprzowa, i czerwony pieprz w dzikim stanie rosną w wielkiej ilości na Wybrzeżu Kości Słoniowej, szczególnie w Liberji, która przed założeniem tu republiki murzyńskiej nosiła nazwę „Pieprzowego Wybrzeża“. Słonie w pewne okresy poszukują pieprzu i jedzą go, podlegając nakazom instynktu.
- ↑ Lycaon pictus.