Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/206

Ta strona została przepisana.

utrudnia marsz w dżungli Kaarta i w górach Futa Dżalon. Na zielonem tle brussy migały często grzbiety małych i dużych antylop. Przesuwały się, rozchylając zarośla potwornemi ryjami, rodziny dzików-fakoszerów i mniejszych od nich — rudych potamoszerów, wędrujących nieraz bardzo licznemi stadami[1]. Małpy przebiegały płaszczyznę, skacząc i wdrapując się na drzewa i zapadając do krzaków skłębionych, spowitych siecią pnących się roślin.
Ptactwo różnych gatunków — od dużego dropia i kury faraonowej do połyskującego niby mieniąca się w słońcu kulka kryształowa „metalowego“ drozda — panuje tu wszechwładnie.
Dwie wioski Senufów, otoczone polami prosa, bawełny i injamu, miały wszelkie cechy osiedla ludzi zamożnych, pewnych jutrzejszego dnia.
W połowie drogi przepływa Bandama. Władze francuskie przerzuciły przez nią stały most drewniany. Z mostu widać głęboki nurt rzeki i stada dużych ryb, co chwila wypływających na powierzchnię.
Za rzeką krajobraz nagle zmienił. Zaczęły się pagórki, za niemi zaś wyraźnie falista okolica. Brussa cofnęła się daleko od drogi, w wielu miejscach obsadzonej pięknemi drzewami mangowemi, obciążonemi dojrzewającemi owocami. Na miejscu, gdzie niedawno jeszcze panowała dziewicza brussa, czerniała teraz zaorana ziemia, oczekująca siewu. Gdzieniegdzie jeszcze pozostały zagony z tkwiącemi na nich ciemnemi badylami i pękami bawełny.

Pola kończą się tuż przy pierwszych chatach Korhoga. Duża osada tonie wśród pomarańczowych, cytrynowych i mangowych drzew. Chaty obszerne i bogate, mieszkańcy zamożni, bo są to rolnicy i kupcy zarazem, sprzedający bawełnę, kauczuk i jarzyny

  1. Potamochoerus penicillatus. Zoolog dr. Madaud spotykał na rzece Kogon 200 głów liczące stada tych dzików o małych lecz ostrych kłach.