Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/208

Ta strona została przepisana.

Odpowiedź byłaby trudna, gdyby nie sąsiedztwo Złotego Wybrzeża, z jego urzędnikami i kupcami, Anglikami o złocistych lub rudawych włosach...
Są to metysi anglo-murzyńscy. Ciemnowłosi portugalczycy, hiszpanie i francuzi nie kompromitują się tak wyraźnie, jak Anglicy. Ci nawet swoją przyrodzoną wyniosłość i poczucie wyższości przekazali metysom, bo i oni spoglądają z dumą i pewną pogardą na mrowisko zupełnie czarnych sąsiadów i krewnych.
Zatrzymaliśmy się przed pałacem króla.
Gdy przyglądałem się tym masywnym, ciemnoszarym murom ze ślepemi wnękami, strzelistemi framugami, potężnemi półkolumnami, podtrzymującemi fronton, wznoszący się nad wejściem, ciemnym i tajemniczym otworom — wąskich okien — odczuwałem tchnienie głębokiego średniowiecza. Przenosząc wzrok na najwyższe piętro, przypominałem sobie coś z pałacu dożów w Wenecji. Przezroczysta, wysoka na trzy metry balustrada, zakończona ostremi, trójkątnemi wieżyczkami, podobnemi do języków płomieni, ze zwisającemi pękami trawy „dudumy“ — jako ozdoby — biegnie dokoła pałacu, ukrywając przed oczyma ciekawych taras, urządzony na szczycie pałacu...
Król wyszedł nam na spotkanie. Potężny 50-letni mężczyzna, o wybitnie murzyńskich rysach i dobrodusznej twarzy, Gpon Kulibali wystroił się w fioletowe, jedwabne szaty o szerokich rękawach i w czerwoną, haftowaną czapkę; na bosych nogach miał żółte pantofle z miękkiej skóry.
Kulibali wprowadził nas do wnętrza swojej siedziby. Na parterze — ciemna, kryta weranda, zatłoczona kobietami i dziećmi, zapełniona dymem smażącego się masła-karite i mięsiwa; dalej mroczna, kwadratowa izba, gdzie na całe umeblowanie złożyły się: szerokie łóżko metalowe, wiszący na ścianie balafon i stojący w kącie dziecinny wóz tramwajowy — dar jakiegoś kupca dla dzieci królewskich.