Nareszcie dobrnęliśmy do tarasu na szczycie pajacu. Przez wysoką balustradę z otworami różnej formy mogliśmy podziwiać istotnie piękny i bardzo rozległy krajobraz.
Uważnie przyjrzałem się „królowi“. Niezawodnie miewał on smutne myśli, gdy, ogarniając wzrokiem olbrzymią przestrzeń pól, lasów i wsi, jednocześnie przypominał sobie, że czasy królewskiej władzy potomków stworzonego przez samego Boga przodka Nenkę minęły bezpowrotnie i że on, jego daleki prawnuk, jest teraz jednym z urzędników białych gubernatorów, przyczepiających mu do piersi medale na barwnych wstążeczkach.
A może Gpon Kulibali nigdy takich myśli nie miewał?
Miał on bowiem dużo kłopotów i trosk, aby nakarmić swoich sto żon, olbrzymią bandę dzieci i liczną czeredę nicponiów dworskich. Musiał, biedak, głowie się nad tem, w jaki sposób wyciągnąć ze swoich pól dostateczne zapasy zboża i mięsa, a z dżungli — kauczuku, karite, sumbara i bawełny dla zamiany tego na papierowe franki, potrzebne na kupno tkanin, paciorków, bransolet i kolczyków dla tych żon, które miały młode, nagie, bezwstydne ciała...
Na tarasie spotkaliśmy dwu braci Kulibali — ospałych, opasłych i, zdaje się, opitych chłopów, o bardzo dostojnych i dumnych ruchach i minach...
Znowu schodzimy nadół i zwiedzamy puste izby. Gdzieniegdzie leży rzucony kobierzec samodziałowy, stoi tani francuski kredens, wisi naftowa lampa, która nigdy się nie paliła i nigdy palić się nie będzie, gdyż ma odbite dno rezerwoaru i stłuczone szkło.
Przodkowe Gpona Kulibali zbudowali pałac z ziemi termitowej i bezwiednie wznieśli... kopiec termitów, — ogromny kopiec, pełen ciemnych galeryj, zakamarków, podziemnych tuneli, mrocznych izb i ukrytych składów.
Ogólny typ architektury — sudański, styl — Sahary.
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/210
Ta strona została przepisana.