Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/218

Ta strona została przepisana.

szej, bo przebywać może w swem ciele i jednocześnie odbywać dalekie wędrówki do małżonka, księżyca, i do swej płomiennej, słonecznej siostrzycy.
Święte gaje, rozrzucone po obliczu stepowej dżungli i śród zrytych skib pól, otoczone są poszanowaniem i lękiem, bo tam, w mroku, spoczywają w małych chatkach fetysze szczepu, tajnych związków, rodów, kast i rodzin.
Tam odbywają się modły i misterja, o których tylko przypadkowo dowie się biały człowiek.
W świątyniach Ziemi, w obliczu niewidzialnych cieniów przodków, odżywają od czasu do czasu dawne obyczaje, a prastare myty zrzucają z siebie pył i pleśń zapomnienia.
Pod ciemnem sklepieniem drzew szepcą bez echa usta starców, kapłanów i czarowników słowa, odziedziczone po przodkach, a uszy młodych chciwie chłoną rzewne wspomnienia. Nie dopuszczą tu Senufowie sąsiada z kasty skórników, krawców lub tych, co haftują na skórze i białej tkaninie, bo oni nie mają tu swych przodków śród cieniów, spoczywających na gałęziach świętych drzew. Te kasty pochodzą z innych szczepów. Zato ludzie, noszący nazwisko Sekongo, zajmują pierwsze miejsca, bo od wieków przechowują w swoim rodzie sztukę kowalską. Obok nich zasiadają artyści-grioci, co muzyką, śpiewem, wesołością i tańcem cieszą żyjących i cienie zmarłych.
Zgromadzeni słuchają uważnie słów starego kapłana Ziemi, wielkiego lekarza i wróżbity, gdy on podnosi oczy ku górze i cichym głosem pół-mówi, pół-śni:
— Wysoko, daleko, głęboko był wielki Kuluikiere — bóg i Twórca. Każde stąpnięcie jego tworzyło ziemię; rzucone przed siebie wejrzenie — gwiazdy; troska — słońce; radość — księżyc; łza — morza; myśl — owada, ptaka, zwierza i — człowieka.
— Gdy wszystko uczynił Kuluikiere, narzucił na twory swoje niebieską płachtę nieba, ukrył się za nią