Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/23

Ta strona została przepisana.

Pałac, potężny i ciężki w swych monumentalnych kształtach, stał zadumany i skupiony zarazem, przejęty doniosłością zadania: walką z naturą sudańską o dobrobyt i spokój jej różnoplemiennej ludności i pewną trwogą, czy nie stanie mu na przeszkodzie wkraczający tu islam, surowa nauka Proroka, którą do kolonji przynoszą nie tylko koczowniczy Arabowie i Twaregowie, lecz, zdawałoby się, sam piasek i gorący dech mściwej, bezwzględnej pustyni. Nauka Mahometa niesie ze sobą nienawiść dla chrześcijańskiej Europy, a ziarna wrogości i krwawych, dumnych marzeń, niby siew jadowity, rzuca do mózgów i serc miljonów barwnych ludzi — prostaków w czasie pokoju i poddania się losowi, a więc wojowników, odważnych i porywczych w dobie walki z orężem w ręku
Nieraz już Francuzi i Anglicy spotykali się w Afryce z zielonym sztandarem Proroka, nieraz widzieli groźny półksiężyc nad tłumami sfanatyzowanych tuziemców, a, chociaż tłumili te wybuchy wojowniczości i ekstazy religijnej, echa ich przez szereg lat przejmowały serca białych zdobywców trwogą.
Z głębin pustyni przybywali ukryci pod burnusami zwykłych pasterzy i przewodników karawan kupieckich emisarjusze islamu, fałszywi prorocy, Mahdi[1], nieuznani jeszcze przez naród, i szerzyli zamieszanie i niepokój śród tubylców, wzbudzali w nich nieufność i nienawiść dla wy znawców Aissa — Proroka z Nazaretu, który nie chciał ująć w swoje ręce berła i miecza władcy, gdyż „królestwo Jego nie było z tego świata“.

Nazareńczyk niósł swoją naukę miłości i pocieszania dla tych, którzy utracili już nadzieję i szczęście na ziemi, gdzie ginęli z głodu, od trądu i dżumy, gdzie jęczeli pod jarzmem faryzeuszów i poborców nadmiernych podatków, gdzie ramiona ich broczyły krwią pod ciosami rzymskich żołdaków. Nazareńczyk mówił im o królu-Bogu, litościwym, sprawiedliwym i miłu-

  1. Wódz, ogłaszający „świętą wojnę“.