Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/232

Ta strona została przepisana.

W łożysku małych dopływów Bandamy połyskiwały białe kwarce; niektóre z nich miały na sobie zielone plamy — oznakę, cieszącą zwykle syberyjskiego poszukiwacza złota.
W ciemnym mroku nadbrzeżnych rzek spadały nieraz na nas duże i wstrętne stonogi — Julus i Skolopendra i jeżeli zauważyły najlżejsze poruszenie ciała — gryzły i zatruwały. Z piasku wysuwały swoje kleszcze czarne skorpiony, długie na 20 cm, i mniejsze, szare, bardziej szkodliwe.
Na gałęziach czyhały na łup potężne pająki mygale, które zabijają nie tylko małe ptaszki, lecz nawet, jak twierdzą miejscowi ludzie, dużego zielonego gołębia, a nawet psa i kota.
Duże i okrągłe, jak dziesięcio-centymowa moneta, pająki-kraby zjawiały się po zachodzie słońca na drogach i pełzły do domów, gryząc nieraz dotkliwie.
Dziwne to i lęk wzbudzające stworzenia o twardych pancerzach i dwu wrażliwych rożkach, do anten podobnych. Znawcy twierdzą, że pająki kraby są ponurymi ślepcami, odważnymi i nielitościwymi drapieżnikami.
W zaroślach czaiły się różne węże, a wśród nich szybki w ruchach, dwa metry długi, zielony wąż „ananasowy“; na miejscach otwartych i piaszczystych — jadowite żmije.
Nad wodą i w cieniu wysokich drzew roiło się od tse-tse, moskitów i chmary tnących bąków.
Minęliśmy wioskę, w której wkrótce po zajęciu kolonji przez Francuzów murzyni zabili oficera, a jego sierżant kazał ciało porąbać na kawałki, aby złożyć je w skrzyni od galet i nieść do obozu, gdzie zamordowanego pogrzebano z honorami wojskowemi.
Zdarzyło się to tak niedawno, a ileż zmian zaszło od tego czasu!
Ludność, nastrojona obecnie zupełnie pokojowo i ulegle, starannie pracuje na polach i w dżungli. Białe dziecko mogłoby tu bezpiecznie podróżować bez opieki!...