Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/234

Ta strona została przepisana.

— Jesteś złym czarownikiem, bo dajesz złe rady ludziom! Jesteś fałszywym czarownikiem, bo nie masz żadnej siły! Masz język złośliwej hieny, która śmieje się na świeżej mogile, lecz nie posiadasz żadnej mocy! — rzucił rękawicę Francuz.
— Słowa twoje są jałowe, jak żwir rzeczny. — odpowiedział ponurym głosem czarownik.
— To się pokaże! — zawołał urzędnik — Chcę się zmierzyć z tobą, lecz nie wiem, co mam zrobić? Wybierzmy rzecz najłatwiejszą! Połóżmy na tym kamieniu nasze zęby tak, żeby nie było bólu i krwi... Zaczynaj!
Czarodziej spuścił oczy i mruknął:
— Rzucasz piaskiem w oczy, jak wszyscy biali! Tego nikt zrobić nie może, nawet fetysze i duchy... Zrób ty, jeżeli nie łżesz, jak ptak „huma“, odprowadzająca człowieka od dziupli z miodem! Zrób!...
— Chcesz tego? Więc masz! — wykrzyknął urzędnik i, wyjąwszy sobie z ust doskonale zrobioną przez paryskiego dentystę sztuczną szczękę, położył ją na kamieniu.
Tłum zaczął się cofać w przerażeniu, czarownik zniknął bez śladu, jak kamfora.
Jednak urzędnik chciał dobić interes do końca, więc, niby nie zauważywszy, że jego przeciwnik już się wycofał, włożył z powrotem swoją sztuczną szczękę i zawołał donośnym głosem:
— Moje fetysze są potężne i dały mi moc nadzwyczajną! Zrób to, co ja mogę uczynić!
Mówiąc to, wydobył z torby podróżniczej szklankę i rzekł:
— Wnet wejdę do tego małego naczynia! Z temi słowami obnażył sobie pierś, i zapaliwszy kawałek papieru, wrzucił go do szklanki, przyciskając ją jednocześnie otworem do ciała. Była to zwykła bańka, używana w medycynie.
Skóra natychmiast zaczęła się wciągać do szklanki.