Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/238

Ta strona została przepisana.

zostawały bardziej na południu i w Liberji, ukryte w niedostępnych lasach, trzymając się w pobliżu trzęsawisk.
Na sawanny słonie wychodzą dopiero wtedy, gdy dojrzewają owoce palm latanij, stanowiące pokarm tych olbrzymów.
Siady pojedynczych okazów spotykaliśmy jednak nieraz. Były to okrągłe doły, głębokie na pół metra i najczęściej napełnione wodą. Przy dołach śmigały jaszczurki, a wśród nich — „agamy“[1], oraz duże iguany, w ucieczce bardzo szybko gramolące się na drzewa i ukrywające się wśród liści, gdzie zielone zabarwienie jaszczurek stanowią najlepszą ich obronę.
— Samotny „sama“ wychodzi o tej porze na sawannę tylko na poszukiwanie pieprzu — objaśnił mię tropiciel. — Jest wtedy złośliwy i czujny.
Doświadczyłem tego na sobie, gdyż żadnego z nich nie mogłem podejść, a jeden z moich pomocników, p. Kamil Giżycki, postrzeliwszy w pobliżu Badikaha słonia, miał z nim przykre spotkanie, w którem zginął towarzyszący mu murzyn.
Jeżeli nie wytropiliśmy tu słoni, to nie było w tem naszej winy. Gdyby chociażby jeden z tych olbrzymów przechadzał się po sawannie, zdobylibyśmy go niezawodnie, ponieważ mieliśmy ze sobą takich dwu tropicieli, jak Burger i jego strzelec, murzyn Konan.
Dla mnie Konan pozostanie na zawsze ideałem tropiciela.
Ten murzyn Baulé, suchy, sprężysty i niezmordowany, wspaniały strzelec i doskonały towarzysz łowów, dokazywał wprost cudów.

Umiał on tak się skradać, że wyrastał z trawy, niby widmo, o dwadzieścia kroków przed osłupiałemi anty-

  1. Uromastix spinipes, szczegółowo opisane w mojej książce „Płomienna Północ“, ponieważ w górach Wysokiego Atlasu spotykałem liczne okazy tego rodzaju jaszczurek.