Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Po strzale stado jednym skokiem rzuca się do wody i płynie, podnosząc duże fale, z pluskiem bijące o brzegi. Śmiertelnie ugodzony potwór, ważący nieraz 2000 kilogramów, albo odrazu zanurza się, albo płynie, wyskakując co chwila, niby rumak Neptuna, wyrzucając zgięte przednie nogi, jak galopujący koń, i pozostawiając po sobie rozpływający się krwawy ślad.
Najczęściej jednak wypada strzelać do hipopotama, znajdującego się w rzece.
Słychać go zdaleka!
Co kilka minut wynurza ogromny łeb, wystawiając na powierzchnię wody tylko oczy i nozdrza, przyczem staje się podobnym do olbrzymiej żaby. Potwór z hałasem i pluskiem wyrzuca z płuc i gardzieli wodę, a czasem — ziewa, rycząc donośnym, basowym głosem. Za chwilę zanurza się znowu i myśliwy musi czekać, aż się zjaw powtórnie. Stałą zagadką pozostaje pytanie, czy wynurzy się bliżej, czy dalej, jaką stroną i — czy będzie czas na strzał, skierowany w okolicę oka.
Myśliwy zawsze czuje, czy dobrze umieścił kulę, więc spokojny o to, czeka, aż zabity zwierz wypłynie na powierzchnię rzeki.
Znowu powstaje pytanie, jak długo wypadnie oczekiwać? Godzinę, lub dwie? A może całą dobę?
Jest to pytanie nie błahe, gdyż każda minuta kosztuje kilka kropel krwi, wysysanej przez moskity i bąki.
Nikt, nawet sam Konan, nie potrafi dać na to odpowiedzi. Zależeć to będzie od zawartości żołądka hipopotama. Jeżeli ten „król nurtu“ nie spożył dziś swego obfitego śniadania — wypłynie bardzo nieprędko. Jeżeli zaś nie był nadto wstrzemięźliwy, aczkolwiek jest jaroszem, ukaże się, płynąc nogami do góry, z rozdętym od fermentującego pokarmu brzuchem.
Lecz zdarza się, że zabity hipopotam wcale nie wypływa. Wtłoczy on swe olbrzymie cielsko pomiędzy podwodne kamienie lub konary zatopionych drzew i zginie dla myśliwego, ku radości krokodyli, które go rozszarpią bez śladu.