kawałki mięsa, pozostałego na kościach, i kobietom, niosącym w koszach mięso i sadło i opływającym od głowy do stóp krwią i tłuszczem.
Wysoko, pod obłokami, kwilą zlatujące się na ucztę sępy, setki innych już obsiadły pobliskie drzewa i niecierpliwie czekają na odejście ludzi.
Tylko trudność strzału do hipopotama usprawiedliwia polowanie na te spokojne i płochliwe olbrzymy. Nawet całe stado ich nigdy nie napada na płynącą łódź i tylko wtedy, gdy myśliwy zaatakuje samki, dźwigające małe hipopotamy na grzbiecie, samce rzucają się na swoich jedynych wrogów — ludzi, usiłując zdruzgotać łódź kłami lub przewrócić ją.
Zdarza się to jednak obecnie coraz rzadziej, gdyż, niestety, coraz mniej hipopotamów spotkać można w rzekach zachodniej Afryki. Czasami udaje się jeszcze wytropić niewielkie stada zwyczajnych hipopotamów — hippopotamus amphibius, lecz inny przedstawiciel tej rodziny, mały[1], o ciemnem zabarwieniu — hipopotam liberyjski jest prawie zupełnie wytępiony. Rzadko można go dojrzeć w głębokich, prawe niedostępnych zatokach rzek północnej Liberji i dolnej Gwinei, lecz są to, zdaje się, już ostatnie okazy tego zwierza.
Znaczną część naszych polowań odbyliśmy na sawannie i w lasach, należących do szczepu Guro, jeszcze niedawno — ludożerców. Z pewnością dotąd jeszcze pozostają tubylcy przy tym obyczaju, lecz się kryją z nim w głębi swoich mrocznych lasów, gdzie, przed założeniem francuskich punktów administracyjnych, składali krwawe ofiary wielkiemu bogu Gye i na cześć Ziemi, a potem zjadali ciała ludzi, poświęconych męskim i żeńskim bóstwom.
Kapłani i czarownicy zmuszali od czasu do czasu dobrodusznych, dzielnych myśliwych Guro do połą-
- ↑ Przeciętna waga 400—500 kg. Liberyjskie hipopotamy dostarczano kilka razy zoologicznym ogrodom w Hamburgu i Londynie.