Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/255

Ta strona została przepisana.

czenia się z duchami Ziemi. Wtedy padały pod nożami kapłanów ofiary ludzkie i lała się krew przed ołtarzami rozgniewanych gri-gri.
Jednak i inne przyczyny powodowały ten krwawy zwyczaj. Guro, jako znakomici, niestrudzeni myśliwi, są znawcami mięsa. Twierdzą, że najlepszem w smaku jest mięso... ludzkie.
Europejczycy, opowiadający mi o tem, odzywali się o czarnych ludożercach z wstrętem i nienawiścią.
Ponieważ spędziłem z Guro sporo czasu i poznałem tych uczciwych, dzielnych ludzi, poczuwam się wprost do obowiązku wystąpienia w ich obronie.
Przyszło mi to na myśl jeszcze w dżungli leśnej, w okolicach Sinfra, gdy, znużony długim marszem w pościgu za słoniami, usiadłem i przyglądałem się małym, kształtnym postaciom tropicieli. Stali przede mną poważni i spokojni, błyskając bystremi oczami i białemi zębami.
Nagle zauważyłem, że zęby te wyglądają dziwnie.
Przyjrzałem się uważnie i spostrzegłem, że niektórzy Guro mają przednie zęby obtoczone w formie ostrych trójkątów.
Guro o zębach trójkątnych nosili dziwne fryzury — długie kosmyki na środku czaszki i dwa po bokach. Kosmyki te były mocno naoliwione, podniesione i tworzyły trzy rogi.
— Dlaczego ci tubylcy mają takie zęby i włosy? — zapytałem Konana.
— Są to myśliwi-wojownicy! — odparł tropiciel z pobłażliwym uśmiechem, gdyż uważał swój szczep Baulé za wyższy od tych drobnych tubylców.
Wydało mi się, że zaczynam widzieć we mgle minionych czasów drogę, którą Guro doszli do ludożerstwa, jako nieodzownej części ich kultu, a nawet — do uznania ludzkiego mięsa za najsmaczniejszy pokarm.
Zapatrzony w tę ciężką, najeżoną przeszkodami i cierpieniami drogę, występuję w obronie Guro.