Gdy głód i nędza doprowadziły cofające się szczepy do rozpaczy i obłędu — ludzie starzy i wodzowie ustalili krwawe ofiary z najsłabszych ludzi szczepu, oddając ich krew bogom, a ciała zgłodniałym rodakom. Starcy i surowi wodzowie ogłosili zakaz grzebania zmarłych i poległych, ciała ich oddając na pożywienie wojownikom, kobietom i dzieciom.
Te ustalone surową potrzebą obyczaje stały się początkiem ludożerstwa i nekrofagji[1] zrozpaczonych, nienawiścią zatrutych szczepów, które, ścigane przez zaborczych i okrutnych przybyszów, cofały się przez długie wieki, aż się oparły w niedostępnych lasach.
— Lecz żyjemy w XX-ym wieku! — wykrzykną moi oponenci. — Mamy naukę Chrystusa, cywilizację, prawo, a ci czarni barbarzyńcy po staremu są ludożercami. To hańba! To zbrodnia nad zbrodniami!
Słyszałem te pełne oburzenia frazesy czcze, i puste.
Człowiek o pierwotnej, naiwnej i ciemnej duszy pozostaje, jak więzień, w kajdanach tradycji. Żelazo tych łańcuchów nie rdzewieje i nie kruszy się tak łatwo, jak wszelkie nasze „żelazne prawa“ i, uświęcona powagą większości, moralność cywilizowanych ludzi.
Mówimy o murzynach, wyznawcach fetyszów i mglistych Ammo i Gye, lecz mongołowie Atylli, Dżengis-Chana i Batyja, wojownicy konfucjańskich i buddyjskich Chin i dawnej Japonji, starożytni Germanowie, Brytańczycy, Skandynawowie i Słowianie — czyż oni nie składali ofiar ludzkich, czyż nie odrąbywali jeńcom głów, nie wyrywali serc, a zabitym przeciwnikom nie odcinali uszu?
Czyż królowie dawnych Franków, Germanów, Słowian i waleczni Wikingowie nie pili z kubków, zrobionych z czaszek wrogów, i nie podawali sygnałów wojennych, gwiżdżąc w piszczele ludzkie?
- ↑ Pożeranie nieboszczyków.