Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/284

Ta strona została przepisana.

Razem z romantyzmem, utajonym w całym ustroju życia tubylczego, zniknie też wspaniała cecha pracy białych ludzi — bohaterstwo!
Już nikt więcej nie posłyszy — tak, jak ja je słyszałem — opowiadań o niezwykłej szlachetności i nieludzkich cierpieniach komendantów dalekich obwodów, jak naprzykład tego, który, otrzymawszy wiadomość, że jakąś wioskę murzyńską oblega wściekły, dziki bawół, wziął karabin i wyruszył tubylcom na pomoc. Bawół jednak zaczaił się w brussie, niespodziewanie wpadł na niego, wbił w ciało europejczyka swoje straszliwe rogi, podrzucił w powietrze, a potem stratował go racicami i przybił do ziemi potwornym łbem.
Albo znowu, czyż nie był bohaterem ten komendant który pomimo, że był chory na malarję i zapalenie wątroby, długo pozostawał na swojej placówce, nie chcąc porzucić rozpoczętej pracy?
Leczył go, jak umiał, murzyn-tłómacz, aż, widząc, że komendant umiera, kazał podać hamak i poniósł go do białego doktora, mieszkającego... o 12 dni szybkiego marszu przez dżunglę. Wierny, poczciwy murzyn nie doniósł swego szefa, bo ten umarł mu w drodze, więc tłómacz owinął go w nowe maty i pochował pod zielonem karite...
Znikną niebawem „leśni ludzie“, te dziwne typy, nagle odczuwające nakaz zupełnie dzikich, może jaskiniowych przodków, porzucające wieś, zagrodę, rodzinę i ukrywające się w niedostępnej kniei. Żywią się tam korzeniami, dzikim miodem i owocami, pazurami i zębami walczą z szympansami i lampartami, a niekiedy, straszni, obrośnięci długiemi włosami, pokryci skorupą z gliny i błota, napadają na myśliwych, zapuszczających się w granice ich nieznanych posiadłości.
To już nigdy się nie powtórzy po wykonaniu planu Lapaluda, nigdy!
Może to cieszyć gubernatora, szerzyciela cywilizacji wśród czarnych szczepów, lecz jednocześnie w głębi