Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/287

Ta strona została przepisana.

szych ptaków — potworów, że wyrwali pioruny z rąk Jowisza, Amona, Baala, Teszuba[1] i Peruna, że posiedli tajemnicę najwspanialszych i zazdrośnie ukrytych bogów, że przecinają ocean po wodzie i pod wodą, że na kilometry zarywać się mogą w piersi ziemi, dobrej bogini Tenga, że zabili pojęcie o przestrzeni i że boga krwawej wojny ubezwładnili okrucieństwem nowych wynalazków — wtedy w milczeniu poddadzą się woli wielkich, bladolicych czarowników i uczyć się od nich poczną dumy i potęgi prometeuszowej, która sama jedna tylko jest matką wolności.
Wielkie, wrzące i tętniące laboratorja alchemji cywilizacyjnej spotykałem we wszystkich zwiedzanych kolonjach, a do białych mistrzów i do wtajemniczonych ciągną z każdym rokiem nowe i coraz liczniejsze zastępy czarnych adeptów, z myślą i marzeniami, ukrytemi za zasłoną źrenic, połyskujących blaskiem czarnego agatu...
Próby wytworzenia międzynarodowych homunkulusów z krwi czarnych ludzi i z ekstraktu wiedzy, moralności i prawa białych ras, chemiczne eksperymenty, dokonane w retorcie idealizmu, nie dały dodatnich rezultatów ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Liberji. Homunkulus okazał się tworem połowicznym, o wnętrzu czarnego człowieka-poganina nawet w najbardziej płomiennych przejawach pietyzmu chrześcijańskiego, człowieka-dziecka, naiwnego nawet po wchłonięciu współczesnej wiedzy, tworem o powłoce cywilizownego społeczeństwa, o powłoce płytkiej, złożonej z najbardziej mieszczańskich i powierzchownych pierwiastków ideologji.

Powiedziałbym, że wytworzony w laboratorjum homunkulus miał wszelkie cechy współczesnego pół-inteligenta o małych wodzonych kwalifikacjach i wielkich żądaniach, osnutych na wybujałem poczuciu praw i małem zrozumieniu obowiązków.

  1. Bóg chetycki.