Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/29

Ta strona została przepisana.

to być murzyn, Ahmadu Hassimi, wtajemniczony do głębi w naukę Proroka i od szeregu lat przebywający w świętej Mekce.
O wszystkiem tem wiedzą i pamiętają kierownicy polityki w Sudanie, i dlatego twarze ich wyrażają troskę.
Kilka razy przechodziłem koło meczetów, posiadających wszelkie oznaki architektury świątyń Sahary; spotykałem je w r. 1924, gdym wkraczał do pustyni od północy.
Widziałem w Bamako marabutów, talebów i kapłanów różnych stopni, gdy, otoczeni słuchaczami, nauczali, od czasu do czasu zaglądając do świętej księgi. Nie wiem, czy to, co mówili, odpowiadało suratom Koranu, wiem tylko, że tłum słuchał uważnie i w skupieniu ducha.
Wiem, że islam północno-afrykański pod wpływem nieniegdyś pogańskich Berberów i jeszcze bardziej oddanych pierwotnym kultom Mozabitów ogarnął wprawdzie te szczepy, lecz sam uległ wielkim zmianom, pod względem zabobonów i znaczenia magicznych praktyk wyprzedziwszy czcicieli fetyszów.
Niezawodnie, w Afryce podzwrotnikowej islam bardziej jeszcze, niż w Marokku, odszedł od formalnych, zimnych, lecz ściśle określonych przepisów wiary, pozostawiwszy nietkniętym tylko ducha nienawiści do niewiernych i zewnętrzny rytuał.
Pewien metys sudański, muzułmanin, były uczeń francuskiej szkoły w Dakarze, śmiejąc się i drwiąc cynicznie, opowiadał o tem, czego uczą „żywi święci” — marabuci.[1]

Po śmierci ludzi — ich dusze gromadzą się w głębokiej studni, znajdującej się w Mekce. Jedne z nich zmywają tam plamy grzechów, inne — nie mogą tego uczynić. Na znak, dany przez wysłańca Allaha, dusze zmieniają się w dawne istoty i stają przed sądem

  1. Niektóre z tych informacyj podaje J. Brévie „Islamisme contro Naturisme“, str. 198—200.