Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/295

Ta strona została przepisana.

— Zabijałem i jadłem mięso moich ofiar! Wskazywałem tych ludzi, na których chciałem się zemścić... lub tych, których mięso było słodkie... — zeznaje wódz czarowników.
Tylko stara Pale Lobre mówi inaczej:
— Nie zabijałam... Przyrządzałam pokarm z mięsa zabitych przez Boa Niandre i jego towarzyszy... Nie żałuję tego, com uczyniła, bo jadłam słodkie mięso i słuchałam rozkazu Boa Niandre... mego kochanka!...
Długie milczenie zapada na sali.
Sędziowie ważą w sercu i głowie sprawę czarowników
— Co myślicie, sędziowie, o czynach tych ludzi? — pyta komendant.
Pierwszy odpowiada sędziwy Zie:
— Boa Niandre nie ma władzy czarownik. To zły człowiek i winien być ukarany, jak morderca. Inni też.
Po nim odzywa się poważny i rozsądny Dagba:
— Gdyby ci ludzie byli czarownikami, dokonaliby swego dzieła w cieniu przed ołtarzami fetyszów i nie żałowaliby swego czynu. Oni zaś są zbrodniarzami i jako zbrodniarze mają usłyszeć wyrok sprawiedliwy.
Sekretarz Mori Keita kiwa głową i oznajmia:
— Sędziowie mówią podług istniejącego wśród Bete prawa obyczajowego. Sprawiedliwe sądzą...
Znowu coraz dalej i dalej uciekają, rozsuwając się, kolumny drzew.
Widzę gaik w pobliżu Subra, spostrzegam słupy, uwiązanych do nich Boa Niandre, starą wiedźmę, Pale Lobre, i czterech czarowników-zbrodniarzy...
Przed nimi oddział czarnych strzelców...
Błysk luf... Dym... Huk... Salwy...

Spłoszone zadrżały dalekie i bliskie kolumny drzew i biec zaczęły aż do skraju drogi, zwarły się jedna z drugą, zamarły w nieruchomej potędze muru, ukrywającego zbrodnie bogów i ludzi...[1]

  1. Taki proces, jak mi opowiadał pewien urzędnik, płynący z nami do Europy, miał miejsce ze wszystkiemi opisanemi szczegółami, a nawet imionami, w sądzie Sasandry 17 lipca 1920.