Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/37

Ta strona została przepisana.

stroniące od świata, pogodzone z losem, pracowite zakonnice, zajęte zawodowem kształceniem nawróconych i nienawróconych dziewcząt murzyńskich. Uczą je tkackiej sztuki, rysunku i haftowania, a czarny drobiazg okazuje serdeczne przywiązanie do swoich opiekunek.
Śród zakonnic poznałem jedną, która od 26 lat nie porzuca Sudanu. Zwiędła twarz, łagodne, wesołe, nawet figlarne oczy dobrej babci, lecz usta... Te usta uśmiechają się spokojnie i pobłażliwie, gdyż wiedzą, że już to, co przywiodło ich właścicielkę za mur klasztorny, nigdy nie zmusi ich do gorzkiego grymasu płaczu, do wydania bolesnego jęku lub rozpaczliwego łkania.
Przeżyła wszystko i życie jej stało się cichym, zawsze pogodnym zmrokiem, tą szarą godziną, gdy walczą ostatnie promienie zachodzącego słońca z pierwszemi potokami czarnych cieniów nocnych.
Ta spokojna, łagodna i krotochwilna zakonnica dosiada nieraz konia i odbywa samotne, dalekie wyprawy do dżungli, do ukrytych w niej osiedli murzyńskich, gdzie podtrzymuje w wierze nowych chrześcijan, dopomaga im w chorobie i w biedzie, a, zgromadziwszy mieszkańców wioski, w czystej, kwiecistej mowie Bambara opowiada o wielkiem dziele białych ludzi, o ich niejasnem dla nich samych marzeniu o wiecznym pokoju i szczęściu wszystkich na ziemi, o wzniosłych boskich słowach Chrystusa — wielkiego proroka miłości.
Siostra wie, że nie może być pewna ani dnia, ani godziny, gdy nowi chrześcijanie zaczną się nagle modlić do fetyszów i na ich cześć rżnąć ofiarne kurczęta — lecz się tem nie zraża. Wierzy bowiem, że słowa miłości Chrystusowej nie przebrzmią pustym dźwiękiem, lecz zapadną głęboko do serc i mózgów tych ludzi; wie, że, chociaż ten siew boży zniknie może pod warstwą prastarych zabobonów i kultu, jednak z czasem w duszach wnuków przebije tę powłokę i już jako nieobcy plon pokryje przez nią, skromną pracownicę, użyźniony łan.