Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/41

Ta strona została przepisana.

— Młody Furabulu jest takim człowiekiem! — szepnęła dziewczyna i zasłoniła twarz rękami. — On w pojedynkę ściga panterę w górach, w walce zwycięża wszystkich młodzieńców całego obwodu...
— Furabulu jest biedakiem — odparł ojciec. — Ma starą, małą chatę!
— Samotny jest, więc innej nie potrzebuje — rzekła córka Farana-Duso. — Jednak w jego chacie zawsze jest proso, olej, sól i arachidy...
— Nie! — zawołał stary. — Wydam cię za kupca Sanu-Uari. — On — bogaty i potężny.
— Ojcze! — zaczęła błagać dziewczyna. — Sanu-Uari jest stary, a ja młoda i wszyscy mówią, że piękna...
— Młodość i piękność mijają... — mruknął ojciec. — Zostanie przyzwyczajenie i — bogactwo. Pójdziesz za Sanu-Uari!
— Ojcze! — prosiła Tasuma, córka Farana-Duso. — Burza też mija, lecz po sobie pozostawia wyrwane z korzeniami drzewa i zrzucone na ziemię strzechy chat. Noc mija, a rosa pozostaje i poi proso i manjok... Przechodzi dzień, a jego żar daje ciepło, nie znikające w nocy...
— Głupstwo! — zawołał Farana-Duso. — Głupstwo! Połączysz się z Sanu i o wszystkiem zapomnisz!
— Słońce nigdy nie łączy się z nocą, Mfa[1] — wykrzyknęła dziewczyna. — I ja nie połączę się z Sanu-Uari, raczej — umrę!
— Powinnaś iść za wolą rodziców! — groźnym głosem oświadczył ojciec.
Tasuma, widząc, że wszystko przepadło, wybiegła z domu i, dopadłszy brzegu rzeki, rzuciła się w jej nurty. Na krzyki zgromadzonych tu kobiet, zbiegła się cała wioska. Przybiegli Farana-Duso i Sanu-Uari.

Wszyscy stali i patrzyli, jak dziewczyna płynęła, porwana prądem, słabnąc coraz bardziej. Nikt się jednak nie odważał skoczyć do rzeki na ratunek tonącej.

  1. Ojciec.