Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/43

Ta strona została przepisana.

wyrastało kilka krzaków kłujących, o grubych, szarych, mięsistych łodygach. Gdy ściąłem nożem jedną gałąź, zaczął z niej wyciekać biały, lepki sok.
— Strzeż się! — rzekł do mnie Buru-So — jest to jadowita woda — broń złego „kudu“, władcy tych gór...
Byliśmy śród skał Dugu-Tigila, gdzie, jak głosi legenda, przed wiekami zebrały się wszystkie duchy dżungli, aby panowanie nad dżunglą oddać najpotężniejszemu. Tu, na twardej ziemi amfiteatru, odbył się pojedynek duchów, a nikt nie został zwycięzcą. Wtedy jeden z duchów, imieniem Dugu-Tigili, tupnął w gniewie nogą, i wnet wyrosły mięsiste, przepełnione trucizną krzaki. Przerażone duchy uznały przewagę Dugu i obrały go swoim „kudu“ — władcą.
Od tej chwili więc byliśmy w granicach posiadłości kudu Dugu Tigili!
Nie wiem, czy te krzaki istotnie były trujące, lecz muszę stwierdzić, że nie widzieliśmy tu śladu zwierząt, nie śmigały tu jaszczurki, nie latały ptaki i owady.
Od Dugu Tigili w ciągu jednego dnia dotarliśmy do brzegu Baulé i założyliśmy obóz w cieniu olbrzymich drzew, oplecionych lianami kauczukowemi.
Namioty nasze stały na wysokim brzegu Baulé. Rzeka miała dziwny wygląd. Łożysko, otoczone urwistemi brzegami, było przywalone olbrzymiemi głazami. W kilku zaledwie miejscach znaleźliśmy wodę. Cała rzeka wysycha w okresie upałów, pozostawiając szereg głębokich kotłów, w których przechowuje się woda. W tych kotłach żyły gdzieniegdzie hipopotamy i krokodyle, które nie zdążyły podczas dużej wody ukryć się w Senegalu; tu przychodziły na wodopój antylopy i drapieżniki, zamieszkujące okoliczną dżunglę. Wszędzie wzdłuż brzegów ciągnęły się ścieżki zwierzęce, a zbiegały nadół, tam, gdzie śród zwałów i głazów skalnych, przyniesionych zdaleka, czaiła się woda, ukryta w cieniu zwisających gałęzi fikusów i drzew mangliowych.