Nazajutrz o świcie, odprowadzani przez uprzejmych i przyjaznych gospodarzy, ruszyliśmy samochodem w stronę Kulikoro.
Przemknęliśmy przez Bamako, po raz ostatni rzucając wdzięczne spojrzenie na majestatyczną Kulubę, gdzie pozostawiliśmy nowych przyjaciół.
Wkrótce wyjechaliśmy na drogę, prowadzącą na wschód.
Mignęły przed nami ciemno-czerwone skały, tworzące niby potężne zamki obronne dawno zapomnianych rycerzy. Znaliśmy to miejsce, gdyż jeździliśmy tu nieraz przed zachodem słońca posłuchać szmeru niewielkiego wodospadu, odetchnąć zimniejszem powietrzem, przyjrzeć się zdaleka małpom, skaczącym śród głazów, wężom, plującym jadowitą śliną[1], i podziwiać ogromne szczury, gnieżdżące się w pobliżu pól. Szczury te (łacińska nazwa: Aulacodus svinderenianus) dochodzą do wielkości lisa, a stanowią zwierzynę, poszukiwaną przez tubylców. Są to gryzonie, którym mulaci portugalscy nadali niewłaściwe imię „aguti“.
Droga wybiegła na sam brzeg Nigru, gdzie jeden z moich pomocników zupełnie niespodzianie upolował bardzo pięknego wodnego ptaka, posiadającego czarne o zielonym połysku pióra i długą, cienką, jak wąż, szyję, przechodzącą w płaską głowę i zadziwiająco ostry dziób. Na grzbiecie i na skrzydłach posiadał ten ptak szerokie białe pasy. Był to Plotus levaillantii. Widziałem później gniazda tych ptaków, zbudowane z suchych gałęzi na przybrzeżnych drzewach. Zdobyczy swej szuka Plotus w wodzie, a nurkuje znakomicie i płynie szybko na wzór kormorana, bo należy zresztą do jednej z nim rodziny (Steganopodes).
W pobliżu tego miejsca, tam, gdzie skały przegradzają łożysko rzeki, zatrzymaliśmy się około kamieni Moribabugu.
- ↑ Ślina ta powoduje zapalny stan oczu.