Zwiedzamy w Kutiali fabrykę oczyszczania bawełny i pakowania jej w bele[1] na eksport, pięknie utrzymany ogród owocowy i warzywny oraz urządzoną przez władze fermę-szkołę dla tubylców.
Następnego ranka wyruszyliśmy dalej na południe i przed wieczorem przybyliśmy do Sikasso, starej stolicy dawnych królów murzyńskich. Widocznie potężni i zaborczy byli ci królowie, bo zbudowali miasto rozległe, a kilka szeregów murów, teraz już zburzonych, otaczało to wojownicze gniazdo.
Z biegiem czasu zmieniło się Sikasso w dużą, bogatą, handlową osadę, gdzie wznoszą się budynki administracji francuskiej.
Komendant, którego nazwiska nie pamiętam — bezbarwny blondyn, o neurastenicznej twarzy, ruchach i głosie, nienawidzący życia w kolonjach, typ zwykłego prowincjonalnego urzędnika biurowego — zaprosił nas na obiad.
Spotkaliśmy tu księcia de Croy i hrabiego Pomereu z żonami. Wracali z Wybrzeża Kości Słoniowej, gdzie mieli świetne polowania, na dowód czego wieźli do Paryża piękne kły słonia, zabitego w okolicach Buaflé.
W miłej pogawędce z nimi spędziliśmy parę godzin.
Przed wieczorem ruszyli nasi znajomi drogą do Bamako, my zaś — na zwiedzenie malowniczych okolic Sikasso.
Dość dobrą drogą, płosząc ciągle kuropatwy i perliczki, mijając wioski murzyńskie szczepów Samokos i Tukuler, dojechaliśmy do Missiri-Koro.
Malownicza, lecz groźna grupa skał wyrasta niespodziewanie na pokrytej wypaloną brussą płaszczyźnie. Jest to grobowiec na cmentarzysku gór. Szczątki ich dawnych masywów, rozprószone na setki kilometrów dokoła, zmieniły się w gruby żwir i w po-
- ↑ Obwód ten dostarcza rocznie 2000 ton bawełny. Oczyszczenia i eksportu tej ilości dokonywa wspomniany zakład, należący do „Association cotoniére coloniale“, założony przez francuskich przemysłowców włókienniczych.