Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/68

Ta strona została przepisana.

trzaskane odłamki kamienia. Missiri-Koro przypomina oazę na żółto-szarej płaszczyźnie. Dokoła ciemnych skał rosną zielone drzewa mimozowe, pseudo-mahoniowe[1], „dugura“, palisandry i jeszcze jakieś nieznane gatunki o okrągłych owocach, pokrytych niby czerwonym aksamitem.
Jeden z naszych szoferów-murzynów złapał w krzakach małą, brunatną żabkę i zabił ją bez miłosierdzia. Gdy zapytałem go, skąd takie okrucieństwo względem niewinnego stworzenia, objaśnił, że bydło, zjadając trawę wraz z wydzielinami tych żab, zapada na śmiertelną żołądkową chorobę. Nie było to nowością dla mnie, gdyż słyszałem o tem jeszcze w Gwinei.
Przez gąszcz krzaków, drzew i zarośli bambusów prowadziła ścieżka na okrągły, zarośnięty trawą teren, ze wszystkich stron otoczony skałami.
W niedużej grocie, z której wyciekało źródło, ujrzeliśmy rój pszczół. Byliśmy zmuszeni do szybkiej ucieczki.
W największym masywie skał znaleźliśmy olbrzymią, o wysokich, znikających w mroku sklepieniach jaskinię. Otwory w skałach dają dostęp wodzie deszczowej, która całemi kaskadami może spływać do groty. Padająca ze znacznej wysokości woda wyżłobiła sobie podziemne przejście, wybiegające daleko na płaszczyznę brussy.
W grotach i ciągnących się pod niemi korytarzach gnieżdżą się duże i małe nietoperze różnych gatunków. Gdy zaczęliśmy ciskać kamieniami do wyżłobionych przez wodę otworów, całe chmury tych zwierzątek zaczęły się wyrywać do głównej groty, miotać się i tłuc się z piskiem pod sklepieniem, płosząc inne, zawieszone na niem, niby czarne stalaktyty.

Szofer, który nieraz już zwiedzał z gubernatorem Missiri-Koro, opowiedział mi, że, kiedy Sikasso było jeszcze siedzibą króla So-Naba — w tych grotach

  1. Khaya senegalensis.