Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/75

Ta strona została przepisana.

bez walki część zdobyczy... Bywa, że zając skacze do oczu bawołowi, żeby odpędzić go od soczystej trawy...
— Mówisz zagadkami! — zauważyli jeźdźcy.
— Jakaż to zagadka?! — zaśmiał się kapitan. — Wy — zające, bo, udając odważnych, skaczecie do oczu Francuzom... wy — niewiasty!... Na Allaha! — podziwiam was z całego serca! Szczęśliwi mężowie lub kochankowie wasi!... Ja zaś pantera, sługa lwa — almami. My udajemy nieśmiałych i prosimy pomocy i obrony u Francuzów. Oszukaliśmy ich! Mają nas za swoich, a my zato mamy ich konie, siodła i karabiny. Cha — cha — cha!
— Bismillah! — wyszeptali jeźdźcy. — Masz na wszystko odpowiedź!...
— Czyż wy nie mielibyście odpowiedzi, gdybym was zapytał, dlaczego dzień jest taki upalny? Odpowiedzielibyście mi, że słońce to sprawiło. Prawda ma zawsze gotową odpowiedź!... Koran jest prawdą, a w Koranie znajdziecie odpowiedź na wszystkie wasze pytania. Zresztą, co wy możecie wiedzieć o Koranie, wy — niewiasty?!
Kapitan zaczął się głośno śmiać i puścił konia skokiem. Mehari natychmiast zrównały się z nim.
— Skąd wiesz, że my niewiasty? — rozległo się pytanie.
— Ujrzałem to w ogniu waszych oczu — najpiękniejszych na świecie oczu! — rzekł porywczym głosem oficer.
— Jeżeli jesteś mądry, nie zdradzaj tajemnicy ukrytego oblicza! — zawołała jedna z dziewcząt. — Każdy wie, co robi i za kogo ma się podawać...
— My widzimy też, co się dzieje w twojej duszy i głowie, lecz milczymy... do czasu... — mruknęła druga.
Kapitan mimowoli spoważniał.
— Czyżby one przejrzały moje zamiary? — zadał sobie trwożne pytanie. Po chwili uspokoił się i rzekł wesołym, beztroskim głosem:
— Jeżeli wiecie, to dlaczego nie każecie zjechać z drogi i zatrzymać się na nocleg? Za chwilę noc już