Gdy opuściliśmy Sikasso, kierując się ku granicy kolonji „Wysoka Wolta“, mieliśmy dwa spotkania, które teraz mogę uznać za prawdziwy omen, za przepowiednię oczekujących mię wrażeń.
Niedaleko od wioski Maon zatrzymaliśmy się na krótki wypoczynek. Jak zwykle, korzystając ze sposobności, zrobiłem małą wycieczkę do dżungli. Towarzyszył mi wójt, były żołnierz francuski, udekorowany za waleczność i mówiący po francusku.
Wziąłem ze sobą dubeltówkę i nie żałowałem tego, gdyż dżungla obfitowała w przeróżne, nader barwne ptactwo. Zadziwiającą była wielka ilość przeróżnych srok[1] oraz drozdów. Zdobyłem kilka tych ptaków, a wśród nich „kalao Tock“ (Lephoceros erythrorrynchus) o koralowym dziobie. Wkrótce zwrócił na siebie moją uwagę mały, brunatny ptaszek z jaskrawo czerwoną plamą na końcu grzbietu. Przelatując z krzaku na krzak, ptak ten, zdawało się, chciał nam towarzyszyć. Kilka razy siadał na ścieżce i uważnie, z zaciekawieniem nam się przyglądał.
Wójt uśmiechnął się i rzekł:
— Bure jest dobrym, świętym ptakiem...
— Dlaczego? — zapytałem.
— Bo przypomina rolnikom, że przychodzi czas robót w polu.
— Tak! To dobry ptak! — zgodziłem się.
- ↑ Dryoscopus turatii; Laniarius barbarus; Corvinella Corvina; Lanius auriculatus i inne.