Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/89

Ta strona została przepisana.

Dużo trzeba ich mieć, a świadczą o tem wznoszące się we wsiach ołtarze. Wysokie na 1½ metra stożkowate słupy, pomalowane na czerwono. Są to ołtarze na cześć męskiego wszechpotężnego bóstwa Ammo; na tych zaś ołtarzach kapłani ziemi przelewają obficie krew ofiarnych kurcząt. To samo się dzieje na ołtarzach domowych, poświęconych miejscowym bożkom lub duchom przodków.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem koniczny słup-ołtarz, wypłynęły przede mną z mroków wieków: falliczny kamień Baala, czarny kamień dostojnika lamaickiego Bogdo-Gegeni z Urgi, niektóre święte skały, dające płodność niewiastom marokańskim i algierskim, pewne kolumny w świątyniach indyjskich i japońskich — czerwona zaś barwa mówiła wyraźnie o świętości i władzy, jak purpura królewska, jak szaty kardynalskie...
A może była to barwa, świadcząca o bogach, przyniesionych tu do serca czarnego lądu przez potężnych najeźdźców o czerwonej skórze?
Zatrzymaliśmy się na nocleg w dużej, bogatej osadzie Bobo-Diulasso.
Kilka zacienionych wysokiemi drzewami ulic prowadzi do europejskiej dzielnicy, gdzie się mieści rezydencja komendanta, koszary żołnierskie, biura, szpitalik, garaż, fabryczka dla oczyszczenia bawełny i składy handlowe. Obok ciemno-szara masa domków Bobo, ukrytych za wysokiemi murami, tworzącemi wąskie i ciemne ulice. Niskie drzwi w murach prowadzą do wnętrza domostw tubylczych.
Spędziliśmy bardzo miły wieczór w rodzinie komendanta p. Bellot, wytrawnego i doświadczonego urzędnika kolonjalnego.
Gdy wieczorem siedziałem na schodach werandy naszego domu, zbliżył się do mnie stary murzyn, bardzo stary, bo srebrne włosy połyskiwały w drobnych kędziorach twardej, jak szczecina, czupryny.