Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/9

Ta strona została przepisana.





ROZDZIAŁ XIV.
ARENA WIELKIEGO WYSIŁKU.

Gwinea, kraj Sussu, Fulah i „Synów ziemi“, pozostała za nami. Pozostali na zachodzie przedstawiciele pierwotnych kultów, zmieszani z najeźdźcami o kulturze azjatyckiej, zawierającej echa ubóstwiania Baala, Astarty i Ma i szczątki cywilizacji egipskiej, pozostającej w rysunkach, rzeźbach i w znakach Węża i Ptaka — tych emblematach korony „synów słońca“ — dawnych faraonów, panujących w Tebach.
Zrozumienie duszy tych szczepów, a jeszcze bardziej — warunków ich życia i istniejącego w tych szerokościach stosunku przejawów energji ludzkiej do klimatu wyrobiło pewien kierunek polityki francuskiej administracji względem tubylców. Jak już pisałem, odbywa się tam walka o zwolnienie murzynów z więzów nielitościwej natury; zastosowanie pomocniczej siły zwierząt pociągowych i pługa amerykańskiego, nauczenie wyzyskiwania leżących odłogiem naturalnych bogactw skwarnego kraju i pociąganie ludności zachęcającym przykładem do współczesnej cywilizacji. Żadnego przymusu nie stosuje administracja do tubylców Gwinei. Cała gra osnuta jest na wpływach psychologicznych.
Przyszłość najbliższa dowiedzie, czy obrano stosowną drogę przyłączenia tej kolonji do wspólnej pracy dla dobra Francji, a w przyszłości, być może, i — dla całej ludzkości.
W Sudanie inna przewodnia myśl kieruje miejscową polityką.