Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/92

Ta strona została przepisana.

— Gdy zubożeliśmy, byłem zmuszony wziąć do domu dwie nowe pracownice, aby zwiększyć rolę, bo stare pola nie rodziły prosa i kukurydzy. Wziąłem dwie młode żony — Sanialę i Bamgę. Bamga jest piękna i młoda... Weszła do mojej zagrody, jak kwiat, którego nie tknął jeszcze żaden owad, pijący słodki miód. Taką została Bamga... Teraz umrę prędko... nie mam braci... więc wszystko wraz z żonami memi odziedziczy Bie — mój syn — zbrodniarz. Już zaciera ręce i spogląda na Bamgę, jak pantera na białe jagnię... Bamga nie chce mieć go za męża... mówi, że raczej ucieknie do dżungli i zginie, porwana przez dzikie zwierzęta lub wrogie demony brussy... Gubernatorze, dobry gubernatorze! Ratuj mnie i Bamgę! Sąd starców i kapłan Ziemi nie mogą odmienić naszego prawa dziedzictwa. Ty możesz wszystko! Napisz papier, rozkaz i nikt się nie ośmieli dotknąć Bamgi! Zagroź synowi memu więzieniem, galerami... Ratuj! Ratuj!
Położenie moje było bardzo trudne wobec tego starca, załamującego w rozpaczy ręce i patrzącego mi w oczy tak, jakbym był potężnym „gri-gri“.
— Proszę oświadczyć temu człowiekowi, że, gdy będę w Uagadugu, pomówię o sprawie jego z gubernatorem — powiedziałem, zwracając się do tłumacza i podając mu jednocześnie swój notatnik, aby zapisał w nim imię mego gościa.
Gdy stary Bobo już odchodził, podarowałem mu dziesięć franków, a więc, licząc na kori, 1000 muszelek. Może odkupi się niemi od swojej zmory, Bie, a ten nicpoń nabędzie sobie inną żonę, bo przecież Bobo w głuchych zakątkach swego kraju nie płacą drożej za dziewczynę; w dużych nawet osadach mogą znaleźć dla siebie „dobrą żonę“ za 5000 muszelek kori.
Starzec był mi bardzo wdzięczny. Spełniłem swoją obietnicę i mówiłem z gubernatorem o sprawie sędziwego Tafa Ninki. Gubernator jednak oznajmił mi, że