— Ten Bóg jest tak daleko, że nie usłyszy modłów, błagań i hołdów ludzi całej wsi, a cóż dopiero takiej biednej, stroskanej kobiety, jak ona! Czyżby śmiała skierować prośbę matki w stronę Nieba, gdy sam kapłan modły swoje zanosi tylko do boga Ziemi?
Jadąc drogą, prowadzącą do Uagadugu, spostrzegłem tłum tubylców, otaczający człowieka, który na nasz widok umknął do dżungli. Tłumacz objaśnił, że był to „nion“, czyli czarownik, odsłaniający za pomocą czarodziejskiej laseczki przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Pytający trzyma czarownika za ręce i cichym głosem zadaje mu różne pytania; gdy laseczka podniesie się i uderzy w ziemię, jest to oznaką twierdzącej odpowiedzi na stawiane pytanie.
W niektórych wioskach mieszkali „nenso“, czyli fabrykańci fetyszów, leczniczych amuletów oraz masek i dziwacznych strojów, których używają wtajemniczeni tajnego stowarzyszenia „dus“, gdy obchodzą wsie, odpędzając złe duchy lub sprowadzając na pola deszcz, jak twierdzi podróżnik Binger[1]. Stowarzyszenie „dus“ nie jest zresztą pozbawione wszystkich innych cech istniejących tajnych organizacyj[2].
Z Bobo-Diulasso prowadzi świetna droga automobilowa przez Hunde do Boromo.
Ta osada, posiadająca znaczne składy bawełny, zwożonej przez tubylców, stoi na płaszczyźnie, przeciętej rzeką Czarna Wolta. Oprócz tego posiada Boromo rubasznego, dowcipnego komendanta, p. Pawła Huchard, jego gościnną, pogodną małżonkę, piękny ogród warzywny z truskawkami, kapustą, sałatą i innemi europejskiemi jarzynami; brudny, przepełniony termitami, jaszczurkami i pająkami zajezdny dom, prom na rzece, muchy tse-tse i... „Bar Wolta“.
Jest to mały domek, gdzie przybywający z tamtej strony rzeki rolnicy, szoferzy i ci, którzy mają załatwić