Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/97

Ta strona została przepisana.

stojnych ludzi, o długich, trefionych brodach, ze lwami, duszonemi w mocarnych dłoniach — zupełnie takich, jakich widywałem na płaskorzeźbach asyryjskich. Zamiast nich jednak spotykałem nagich murzynów i murzynki, sudańczyków w białych „bubu“, Twaregów w czarnych i granatowych burnusach; zamiast ciężkiego turkotu dwukołowych wozów bojowych — cichy chrzęst mknących samochodów, hałas i szczęk toczących się ciężkich „kamionów“[1]. Z lekkim tupotem dreptały osiołki Maurów i szurgały bose nogi tubylców Mossi.
Obszerny plac z niskiemi gmachami składów bawełny, sklepami firm francuskich i syryjskich, warsztatami i garażami, mógłby w swych granicach zmieścić niejedno małe miasteczko. Główna ulica jest już częściowo zacieniona drzewami mangowemi i mimozami. Znajdujący się w starej dzielnicy dom i biuro miejscowego komendanta, malowniczy budynek klubu z placykiem tennisisowym toną w cieniu wysokich drzew, obieranych każdego wieczoru przez zlatujące się z okolicy srebrzysto-białe czaple na miejsce noclegu; dalej, we wschodniej, nowej dzielnicy miasta — szaro-żółta płaszczyzna, a na niej jeszcze nie wykończone, monumentalne napozór gmachy, cegielnia i domy wyższych urzędników; dalej wznosi się niski, długi, zacieniony pałac gubernatora, p. E. Heslinga, biura administracji, koszary czarnych żołnierzy...
Dalej, jak okiem sięgnąć — dżungla stepowa, gdzieniegdzie urozmaicona ciemnemi gajami.
Samochody nasze zatrzymują się przy gmachu administracji kolonjalnej.

Zostawiam bilety wizytowe dla gubernatora i tu dowiaduję się, że już przygotowano dla nas dom, gdzie nas oczekuje nasz paryski znajomy, p. Delavignette, młody, zdolny literat, autor powieści „Toum“.

  1. Camions — ciężarowe samochody.