Jedziemy do swojej nowej siedziby, wyładowujemy bagaże, naprędce myjemy się i otrzepujemy z kurzu, gdyż jesteśmy zaproszeni na obiad do p. Delavignette’a.
W domu naszego przyjaciela usługiwały nam przy stole trzy bardzo piękne dziewczęta tubylcze. Były ubrane elegancko i bogato, miały na sobie nadmiar klejnotów, spoglądały na mężczyzn rozmarzonym i porozumiewawczym wzrokiem, a czasem rzucały na nas trochę zmieszane, trochę drwiące spojrzenia.
Na wieczór byliśmy zaproszeni do państwa Hesling.
Miła, nader inteligentna rodzina Heslingów przypadła nam odrazu do serca. W towarzystwie gubernatora, jego łagodnej małżonki, dwu energicznych synów, przechowujących zwyczaje starych, tradycyjnych domów, i córeczki, wiotkiej, o delikatnych rysach dziecinnej twarzyczki, podobnej do dawnych minjatur francuskich, — czuliśmy się, jak w domu.
Ci ludzie odbyli już dużą i długą wędrówkę, związaną ze służbą kolonjalną, więc widzieli piękny twór Boga — świat, i poznali duszę ludzi, którzy są w pewnych warunkach tak bardzo do siebie zbliżeni. To wniosło pogodę do serc Heslingów i nie zatruło im duszy jadem nienawiści lub zazdrości.
Gdy teraz myślę o typach gubernatorów kolonjalnych, muszę przyznać, że jednak rząd francuski wie, kogo posłać do tej lub innej kolonji w Północnej lub Zachodniej Afryce! Przecież, zaczynając od Fezu, Algieru i Tunisu, a kończąc na Senegalu i Wybrzeżu Kości Słoniowej — tacy różni ludzie, o tak odmiennej psychice i charakterze, stoją na odpowiedzialnych stanowiskach, od których tak wiele oczekuje Francja. Na władzę kolonjalną nieraz namiętnie napadają pewne partje polityczne i zależna od nich prasa, często nie rozumiejąca ani warunków pracy i nastrojów ludności, ani planu i istotnego kierunku myśli ludzi, rządzących tą lub inną kolonją.
Ze szczególną sympatją wspominam młodego Jana Heslinga, gdyż on właśnie skierowuje znaczną ilość
Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/98
Ta strona została przepisana.