kowi w jego opiece nad nieszczęśliwymi, pomóżcie, kto czem może!
Kowal dodał, że chce nabyć dla kolonji trochę bydła, by mieć mięsne pożywienie dla najsłabszych, wełnę na sukmany i skórę na buty, ale ma na to zbyt mało pieniędzy, wie jednak, że wieś posiada duże stada krów, owiec i koni. Może więc ktoś zaofiaruje cokolwiek dla cierpiących braci z Olchonu.
— Bóg was za to stokrotnie wynagrodzi! — zawołał pop.
Starosta wiejski, stary Sybirak od dziadów-pradziadów, podrapał się w głowę i rzucił:
— Dać? Dlaczego nie dać? U każdego coś się znajdzie... Damy!
Kowal, wzruszony dziękował wszystkim, a myśl jego w porywie szlachetnej dumy mimowoli leciała do wybranej i szeptała do duszy młodzieńca:
— Niech zobaczy czegoś dokonał, niech wie, ile serca dajesz dobremu dziełu!
Student ciężko westchnął, gdyż przypomniał sobie, że na ostatnie dwa listy do narzeczonej i do jej rodziców żadnej odpowiedzi nie otrzymał. Już w duszy jego powstawać zaczęło przekonanie, że stało się coś naprawdę strasznego, o czem myśl starannie odpędzał od siebie młodzieniec, czując, że groziłby mu obłęd rozpaczy i gorycz do niezniesienia.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/111
Ta strona została przepisana.