— Amburue! Amburue! — rozległo się od strony rzeki głośne wołanie.
Kobieta, krzątająca się koło domu, podniosła głowę i zaczęła nadsłuchiwać, a gdy wołający powtórzył raz jeszcze jej imię, ze zwinnością dzikiej plamistej kotki wybiegła z zagrody i, dopadłszy stojącej na uboczu dużej, bogatej chaty, krzyknęła:
— Saidu! Mąż na mnie woła od rzeki!
Nie czekając na odpowiedź, pomknęła zpowrotem, naprzełaj przez pola prosa. Dobiegłszy do wysokiego brzegu Nigru, ujrzała męża.
Układał sieci do nowej pirogi.
Na jedną chwilę wzrok kobiety spoczął na mężu i mimowolne ogniki pożądania zapaliły się w jej oczach.
— Samba... Samba... — ledwie dosłyszalnie wyszeptała imię męża i zbiegła ku rzece.
Rybak wiotki i silny, połyskując ciałem, namaszczonem olejem, obejrzał się i jego zwykle beztroska twarz powlokła się chmurą. Opu-