rami i aż do późnej nocy porządkowali swoje łodzie, szczególnie jedną, największą o dwóch masztach. Wzdłuż burty, po obudwóch bokach łodzi umieścili zalutowane blaszanki od nafty i zabili je szalówką, obszyli nos łodzi grubemi deskami o wielkich sztabach żelaznych, podnieśli burty, postawili nowe mocne maszty i dali nowy takelunek żaglowy; około steru zbudowali domek z piecykiem i dwoma hamakami. Rosyjscy rybacy podziwiali nowy statek. Radkiewicz z Finlandczykiem opowiadali im, że chcą w lecie spłynąć z prądem ku ujściu Jeniseju i spróbować szczęścia na wielkiej wodzie.
Gdy łódź była już zupełnie gotowa, na nowo osmolona i opatrzona, zsunęli ją bliżej do brzegu i czekali na ciepłe czasy. Długa jednak zima syberyjska dręczy ludzi swemi mrozami i wichrami. Radkiewicz z niecierpliwości i niepokoju aż sczerniał, chodził z gorączkowo błyszczącemi oczami, mocno zaciskając usta. Lindensztadt zmienił się też do niepoznania. Zawsze zimny i spokojny, teraz często wzdychał i kurczowo ściskał muskularne, zgrubiałe dłonie, a w jego jasnych niebieskich oczach miotały się niepokój i tęsknota.
Wszystko ma swój koniec na ziemi. Minęła więc zima; Jenisej zerwał potężne więzy lodowe i poniósł je, krusząc i wyrzucając na wyspy i mielizny, do oceanu.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/15
Ta strona została przepisana.