pokoju ze staremi oleodrukami na ścianach, z kokosowemi matami na podłodze z ubitej gliny.
Młoda dziewczyna o jasnych niebieskich oczach i bujnych złocistych włosach wstała z bambusowego leżaka na spotkanie wchodzącego porucznika.
— Dzień dobry, panie Roberts! — powitała go uprzejmym głosem.
— Dzień dobry, panno Ellen! — odpowiedział wzruszonym głosem. — Przyszedłem powiedzieć pani, że dostałem krzyż walecznych i awans na kapitana.
— Jakże się cieszę! — klasnąła w dłonie dziewczyna. — To sprawiedliwa nagroda, bo któż tu więcej od pana, panie Roberts, wykazał miłości dla naszej ojczyzny, ofiarności i odwagi! Winszuję, winszuję z duszy i serca!
Porwała jego dłonie i radośnie się uśmiechała, patrząc w pałające oczy młodzieńca.
— Mamo, mamusiu! — zawołała, lecz on powstrzymał ją.
— To później! — rzekł cichym głosem. — Mam dużo do powiedzenia pani, panno Ellen, tylko pani...
— Bardzo jestem ciekawa! — zawołała. — Niech pan siada, poruczniku, o! przepraszam — panie kapitanie...
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/150
Ta strona została przepisana.