John Coonegh uważnie czytał. Podniósł wreszcie głowę i zapytał:
— Skąd pan wie o szczegółach wysokiego lotu i o wrażeniach z „looping“?
— Bo latałem i „loopingu“ próbowałem — objaśniłem spokojnym głosem.
— All right! — zawołał. — Dobry feljeton!
Pochwała boksera wzruszyła mnie, gdyż była zapowiedzią 25 dolarów, coprawda chińskich, bitych w Meksyku, lecz dobrych dla nabycia biletu do Shanghaju.
Nasza redakcja wypuściła dodatek nadzwyczajny o jutrzejszym locie Boba Curty i o zgłoszeniu się amatorów i amatorek silnych wrażeń, opisanych w feljetonie, który ma się zjawić w jutrzejszem porannem wydaniu dziennika „Wu-Czangs’ Daily Telegraph“.
W kilka minut po wyjściu dodatku, redakcja była formalnie oblężona przez publiczność. Byli to wszystko kandydaci do jutrzejszego lotu, właściwie kandydatki, bo kupcy i spekulanci nie zdradzali nadmiernej odwagi. Zato białe nudzące się straszliwie panie i panny stawiły się gremjalnie i żądały, aby lotnik zabrał ze sobą wszystkie. Wtedy przyszła mi djabelska myśl.
— Redaktorze! — rzekłem do Johna Coonegh. — Te piękne panie zburzą nam redakcję. Musimy coś obmyśleć, aby uniknąć jutro walk
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/162
Ta strona została przepisana.