Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/17

Ta strona została przepisana.
III.

Cała osada rybacka wyległa na brzeg Jeniseju, gdy dwumasztowa łódź „Nadzieja“ odpływała od miasta. Południowy wiatr szybko porwał łódź i poniósł ją z prądem pięknej rzeki ku północy. Zniknął im z oczu Jenisejsk, tylko dłużej od innych budynków widniały kopuły cerkwi i dach więzienia, ale i to wreszcie utonęło we mgle oddalenia.
— Z Bogiem! — zawołał tedy Radkiewicz.
— Z Bogiem! — powtórzył radośnie Finlandczyk i zaczął manewrować żaglami, lawirując pomiędzy mieliznami i wyspami.
Stała sie rzecz dziwna. Ci ludzie, którzy po całych nocach marzyli o śmiałej, szalonej podróży, szeptem rozmawiali o niej, robili różne projekty — teraz milczeli. Może odczuwali cały ogrom przedsięwzięcia i, chociaż żaden z nich nie myślał o niebezpieczeństwie, może jednak głębokie wzruszenie ogarniało ich coraz silniej i zamykało im usta.Spoglądali tylko na siebie przyjaźnie i tkliwie i pracowali na zmianę co sześć godzin.
Tymczasem „Nadzieja“ sunęła dalej i dalej na północ, jak gdyby starała się dogonić odpływający lód lub klucze łabędzi i stada gęsi, lecących na północ, w poszukiwaniu miejsca, gdzie życiu ich potomstwa nie będzie groził człowiek. Wolne i dzikie ptaki dążyły tam, dokąd płynęła „Nadzieja“, — ku brzegom oceanu Lodowatego.