możliwe do zaznaczenia przy tak szybkiej pracy i w takich okolicznościach — rzekł.
— Co za rycerskie warunki! — zawołała. — Najchętniejbym służyła nawet za model mistrzowi, gdyby tylko zechciał!
— Chciałem błagać o to panią! — szepnął, patrząc na nią nagle zapalającym się wzrokiem.
— It’s done! — odparła ze śmiechem. — Chyba żadna kobieta na kuli ziemskiej nie wyrzekłaby się honoru — być rzeźbioną przez wielkiego Martineza!
— Dziękuję pani — rzekł z serdeczną wdzięcznością i złożył na dłoni dziewczyny pocałunek pełen uwielbienia. — Rzeźbić takie ciało jest marzeniem każdego artysty!
Zagrał jazz, zaczęły się tańce.
— Mogę poprosić pana do tango? — spytała Margot, patrząc na Martineza.
— Nie jestem kapłanem Terpsychory, jak pani, lecz tańczyć umiem i lubię — odpowiedział, wyciągając do niej rękę.
Tańczyli długo. Martinez czuł przy sobie gorące, tętniące życiem, zwinne, zdawało się, drapieżne ciało Margot, którą mimowoli porównywał do pantery. Mówił do niej słowa pełne zachwytu, opowiadał o swoim projekcie rzeźby. Różowy i biały marmur... „Jutrzenka“ i rodząca się z niej, jak Wenus z piany morskiej, postać Margot.
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/183
Ta strona została przepisana.