— Zapraszała mnie na dancing do chińskiej restauracji w quartier. Dowodzi, że tak długo pędziliśmy życie bogobojne, pustelnicze, że czas na rozrywkę. Ma rację, bo jest młoda...
— T—a—a—k... — przeciągnął Grévin. — Powiedz mi, czy to pierwsza wasza rozmowa po tem, jak odeszła stąd?
— Pierwsza, — odpowiedział Martinez i z nagłą trwogą podniósł wzrok na starego przyjaciela.
— T—a—ak... — powtórzył Grévin i po chwili dodał:
— Czy pojedziesz po nią?
— Nie! Oznajmiła, że przyjedzie tam z kolegami i przyjaciółmi, przybyłymi dziś z Ameryki — odpowiedział Martinez.
— To dobrze! — zawołał Grévin i zamyślił się.
— Posłuchaj! — rzekł po chwili. — Gdybyś po dzisiejszym wieczorze, spędzonym z Margot, potrzebował mnie, — znajdziesz starego Grévina w straszliwej norze. Jest to „cave orientale“ na Boul Mich tuż przy Soufflot... Pewno do rana będę się tam łajdaczył, bo smutek mam dziś w duszy i łzy... Głupio mi jest... chcę się upić w takiem towarzystwie, które nie udaje nawet, że umie czuć i myśleć... Działa to na mnie, jak sól karlsbadzka... wyśmienicie...
— Dobrze! — zgodził się natychmiast Martinez. — Widzisz? Postanowiłem wyznać dziś
Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/189
Ta strona została przepisana.